Obsesja, dedykacja, uzależnienie- przypadłość Marcina Idzika można nazwać na wiele sposobów. Ale jakkolwiek by jej nie określić, diagnoza jest jedna: ta choroba nie jest uleczalna!
„Cześć, nazywam się Marcin Idzik i jestem uzależniony od klasycznych Volkswagenów”- dokładnie tak mógłby brzmieć początek tej historii. Okej, właściwie tak mógłby brzmieć początek historii każdego z nas, jednak w przypadku Marcina powód jest szczególny. Bo widzisz, w chwili gdy wielu z nas ma kłopot z ukończeniem jednego projektu (przyczyny są zazwyczaj te same, czytaj chroniczny brak czasu, względy ekonomiczne lub oba na raz), Marcin zajmuje się jednocześnie siedmioma autami. Tak, siedmioma! I to nie byle jakimi, ale do tego wrócimy później.
Może trudno w to uwierzyć, ale są wśród nas szczęśliwcy, dla których posiadanie kilku, lub nawet kilkunastu upragnionych samochodów nie jest tylko marzeniem. Skoro o nich mowa, dla mnie istnieje jeden wzór i mentor: pochodzący z Charlotte w Stanach Zjednoczonych James Jetton. Dość powiedzieć, że jego imponujący, zawierający kilkanaście wczesnych chłodzonych wodą Volkswagenów zbiór stał się powodem, dla którego James musiał zbudować obok swojego domu prywatny parking. Dwa Caddy Mk1, perfekcyjnie utrzymane Scirocco Mk1, Rabbit GTI pierwszej generacji, Corrado, Mk2 GTI, Mk2 Rallye- to jasne, że kolekcja jest naprawdę niesamowita. Tym bardziej, że każdy ‘eksponat’ zachowany jest w absolutnie nieskazitelnej kondycji, zazwyczaj na obręczach BBS RS, z silnikiem VR6 i kilkoma obligatoryjnie zamontowanymi rarytasami. Dlaczego o tym wspominam? To proste, ponieważ rzeczony zbiór od razu kojarzy mi się z przykładem Marcina, a analogii jest w tym wypadku całkiem sporo. Może z wyjątkiem prywatnego parkingu…
„Motoryzacją interesowałem się od najmłodszych lat, ale tak naprawdę wszystko zaczęło się, gdy zdałem egzamin na prawo jazdy i sprowadziłem z Niemiec mój pierwszy samochód, Jettę A1. Od kolegi, właściciela Mk1 GTI dowiedziałem się, że w Gdańsku odbywa się zlot Volkswagenów. Jak się okazało, był to zlot, który później przerodził się w dobrze znaną dzisiaj VWMANIĘ. Z czasem zaczęliśmy zarażać pasją kolejnych kolegów i tak powstała w Bytowie liczna grupa [szerzej o MonsterzTT pisaliśmy w poprzednim artykule]. Wszystko to działo się ponad dwadzieścia lat temu”- opowiada Marcin.
Przez garaż Marcina przewinęło się sporo aut, ale dopiero od czterech lat ma możliwość zebrania w jednym miejscu kilku egzemplarzy jednocześnie. Oprócz pięciu widocznych na zdjęciach modeli, w kolekcji znajduje się również Passat B3 w rzadkiej wersji Wolfsburg Edition i Golf Mk1 GTI w jeszcze rzadszej odmianie Pirelli. Ten ostatni był swego czasu szczególnie popularny, a zasłynął jako jeden z pierwszych Golfów w stylu German w kraju i doczekał się wielu nagród i prezentacji w tuningowych czasopismach (wydanie „GT” z tym autem mam w swojej kolekcji do dziś). „Z moją białą perełką jestem najbardziej związany. Początkowo samochód posiadał mój brat, ale po kilku latach sprzedał go koledze z Bytowa, a około czternaście lat temu ponownie go odkupiłem. Obecnie jest w trakcie gruntownej restauracji”- mówi Marcin i wierz mi, że na myśli ma odbudowę w naprawdę najdrobniejszych detalach, o czym z pewnością przekonasz się na łamach VOLXZONE po ukończeniu prac (na które z niecierpliwością czekam).
Z pewnością ciekawi Cię, w jaki sposób Marcin zdobywa tak nietuzinkowe samochody. Szczerze mówiąc nie ma w tym żadnej głębszej filozofii, ponieważ zazwyczaj jest to kwestia czystego przypadku. „Nie ukrywam, że na bieżąco przeglądam różnego rodzaju aukcje, ale nie to jest najważniejsze. Kiedy kupowałem [widocznego na zdjęciach] Golfa Mk2, nawet go wcześniej nie widziałem. Dostałem informację, że interesujący egzemplarz jest do sprzedania w Essen. Po krótkiej konsultacji z Grzegorzem Myszką stwierdziłem, że zaryzykuję. Następnego dnia samochód stał u mnie pod domem”- wspomina.
Odkąd Marcin zaczął kolekcjonować auta, jego apetyt na kolejne egzemplarze wydaje się być niezaspokojony. „Marzy mi się jeszcze T3 w jakiejś ciekawej wersji, podoba mi się także Corrado, Caddy Mk1 i Mk1 Cabrio”- kończy z wiele mówiącym uśmiechem. To może oznaczać tylko jedno- prezentowany dzisiaj zbiór to dopiero początek czegoś znacznie większego. Nic dziwnego, Marcin jest naprawdę poważnie zarażony chorobą VW. Jego garaż pełen jest nie tylko perfekcyjnie utrzymanych aut, ale także części, modeli, plakatów, słowem wszystkiego, gdzie drobnym drukiem wypisane są litery „V” i „W”. Ale czas w końcu przejść do sedna sprawy: oto pięć powodów do dumy Marcina.
Wszystkie opisane dzisiaj auta i historie są niecodzienne, ale ta konkretna mimo wszystko mocno się wyróżnia. Jak wspomniałem wcześniej, Marcin wiele zostawia przypadkowi i nie inaczej było w tym wypadku. Zakup prezentowanego meksykańskiego Garbusa nie był bowiem efektem długich, wyczerpujących poszukiwań w Internecie, albo wnikliwego researchu wśród znajomych ze środowiska. Ściśle rzecz biorąc, w ogóle nie był efektem poszukiwań. Można powiedzieć, że auto odnalazło się samo.
„Garbusa kupiłem od kolegi z Niemiec. Był u mnie w odwiedzinach, aż oznajmił, że musi wracać, ponieważ umówił się z klientem zainteresowanym zakupem Volkswagena. Po krótkiej dyskusji stało się jasne, że nie ma już po co wracać do domu, ponieważ to ja stałem się posiadaczem Beetle’a”- wspomina Marcin.
Niewiarygodny wydaje się fakt, że samochód zachował się w widocznym na zdjęciach stanie bez jakiegokolwiek remontu, czy nawet drobnych napraw. W stu procentach udokumentowana i potwierdzona historia mówi, że sprowadzony z Meksyku Garbus należał wcześniej do starszej pani, mającej dokładnie 90 lat i nie eksploatującej go zanadto. To nie wszystko. Na jego liczniku widnieje przebieg zaledwie 12000 kilometrów! I jak wynika z wszelkich sprawdzonych źródeł, jest on zgodny ze stanem faktycznym. Ale oglądając samochód na żywo nie trudno w to uwierzyć- perfekcyjnie zachowany fabryczny lakier, wnętrze wciąż pachnące nowością, czy oryginalne, zamontowane w 1995 roku w fabryce klocki hamulcowe stanowią wystarczające świadectwo autentyczności.
„Kiedyś moje samochody przechodziły głębsze modyfikacje, ale z czasem z tego wyrosłem. Zmieniła się też moda, dziś bardziej podobają mi się auta bliskie oryginału, dlatego zmiany, których dzisiaj dokonuję, są w pełni odwracalne. Przy okazji takie auta mają większą wartość”- tłumaczy nasz bohater. Choć jego tok rozumowania należy uznać za słuszny, szczególnie w przypadku takich perełek jak ta, Marcin nie mógł się powstrzymać od dokonania kilku niezbędnych zabiegów.
Rzecz jasna na pierwszy ogień poszło fabryczne zawieszenie, które za pomocą zmodyfikowanego rurowiska i kilku własnych patentów zostało należycie obniżone. Do tego dołączyły dedykowane Garbusowi czternastocalowe felgi JBW AC8 (stylizowane na oryginalne EMPi 8-Spoke), oraz nowe elementy oświetlenia. Zdaje się, że więcej wcale nie było trzeba, nie bez powodu mówi się przecież, że często mniej znaczy więcej.
Scirocco drugiej generacji nie jest najpopularniejszym modelem na scenie VW, stojąc niejako w cieniu bardziej cenionej i kultowej pierwszej serii. Może to sprawa gorszego PR-u, a może dość niecodziennych proporcji auta, trudno stwierdzić. Faktem jest, że auto nie powtórzyło sukcesu swojego protoplasty, więc fabrykę opuściło aż o 40% mniej egzemplarzy, niż w przypadku pierwszej serii. Na szczęście powoli widać światełko w tunelu i coraz częściej wokoło pojawiają się dobrze utrzymane i gustownie przerobione egzemplarze, czego dowodem jest właśnie ten biały kruk.
„To był bardzo ciekawy zakup, którego dokonałem trzy lata temu. Auto znalazłem na portalu aukcyjnym, a ponieważ akurat zacząłem odbudowę mojego Mk1 Pirelli pomyślałem, że warto mieć jakieś zastępstwo. Nie zastanawiając się, zaczepiłem lawetę i pojechałem w Polskę. Przez kilka godzin, zanim sprzedający wrócił z pracy, stałem pod bramą jego domu. Chciałem mieć pewność, że będę pierwszy”- opowiada Marcin.
Jak okazało się na miejscu, samochód był w jeszcze lepszej kondycji, niż można się było spodziewać, tak więc determinacja przyniosła owoce. 130000 kilometrów przy wyniku Garbusa może nie wygląda aż tak imponująco, ale trzeba przyznać, że to i tak niecodzienny widok. W związku z niskim stopniem zużycia, auto nie wymagało żadnych napraw czy poprawek, a jedynie kosmetycznego dopieszczenia.
Z uwagi na kondycję Scirocco, również w tym wypadku Marcin poszedł sprawdzoną ścieżką modyfikacji: gwintowane zawieszenie, szesnastocalowe felgi BBS RM i przyciemnione reflektory oraz kierunkowskazy w zupełności wystarczą do podkreślenia charakteru coupe. Pewnym nawiązaniem do wspaniałych dla sceny VW lat 90. jest przednia brewka Kamei, nieco zapomniany dzisiaj dodatek.
Kiedy ostatni raz widziałeś oryginalne Polo G40? Nie mówiąc już o tym, by auto było w stanie idealnym, dzisiaj jakiekolwiek „nie-swapowane” G40 stanowi prawdziwy rarytas, więc domyślam się, że dosyć dawno, o ile w ogóle miałeś z nim do czynienia. Nic więc dziwnego, że Marcinowi udało się takie znaleźć!
„Ten samochód również znalazłem na aukcji. Był w kompletnie oryginalnym stanie, bez żadnych przeróbek. Polo jeździł starszy pan, jednak tym razem samochód potrzebował nieco dokładniejszego odświeżenia, przede wszystkim lakierniczego”- mówi. Decyzja była więc jednoznaczna i wkrótce po zakupie rozpoczęła się odbudowa małego VW. Całość została rozebrana do ostatniej śrubki, odświeżona i naprawiona tam, gdzie wymagał tego stopień zużycia. Mimo pełnej renowacji, Marcin nie zdecydował się na żadne zmiany stylizacyjne, wszystko zostało utrzymane w fabrycznej specyfikacji. I dobrze.
Po około pół roku od rozpoczęcia prac, auto trafiło do lakiernika, a mechaniczną stroną projektu kolejny raz zajął się niezastąpiony Mycha (Grzegorz Myszka, w razie gdybyś nie skojarzył faktów). Summa summarum Polo zostało odbudowane bezkompromisowo. Wszystkie wymagające tego elementy zostały zastąpione nowymi lub utrzymanymi w stanie perfekcyjnym, więc samochód wygląda tak, jakby dopiero co opuścił bramy fabryki, a w zasadzie lepiej.
Pomimo charakteru OEM, Marcin zdecydował się na kilka drobnych zmian. „Lubię obniżone auta, dlatego nie wyobrażam sobie moich bez odpowiedniego zawieszenia”- konkluduje. W tym wypadku gwint firmy AP idzie w parze z obręczami BBS RM o średnicy 15”. Wyjątkowo zmiany zaszły także pod maską. Przelotowy układ wydechowy ze stali nierdzewnej, zmienione oprogramowanie silnika i mniejsze kółko kompresora wystarczyły, by moc wzrosła z fabrycznych 113 do 150 koni mechanicznych. Biorąc pod uwagę wymiary i masę Polo, taki wynik należy uznać za więcej niż dobry.
Jakkolwiek lista modyfikacji tego auta nie jest imponująco długa, prezentowana Jetta to niezwykłe auto, które dopiero podczas oględzin na żywo wywiera piorunujące wrażenie. „Ten okaz kupiłem od tego samego kolegi, od którego wcześniej nabyłem Garbusa. Przez około pięć lat Jetta stała w stodole w okolicach Bytowa, a wcześniej miała tylko jednego właściciela w Niemczech. Była nim starsza pani, która rocznie pokonywała dosłownie 100 kilometrów, stąd auto zachowało się z niewiarygodnym przebiegiem zaledwie 12000 kilometrów!”- relacjonuje Marcin.
Co ciekawe, Marcin znał ten samochód wcześniej jedynie ze słuchu i przez kilka lat próbował namówić kolegę na odsprzedaż, mimo że nie znał nawet jego faktycznego stanu. „Dopiero gdy umyłem auto po zakupie okazało się, że jest lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać”- mówi. Jego słowa w pełni potwierdza wizyta we wnętrzu, w którym żal czegokolwiek dotykać. Drzwi zamykają się perfekcyjnie, wszelkie włączniki mają fakturę, jakiej dziś nie mają żadne zachowane nawet z idealnym stanie elementy, a cała przestrzeń pasażerska dosłownie pachnie nowością! Szczerze mówiąc, srebrna Jetta stanowi mój ulubiony eksponat z kolekcji Marcina i bez chwili zawahania wziąłbym go ze sobą do domu, gdybym tylko mógł.
Podobnie jak w przypadku Garbusa, w Jettcie wciąż znajdują się klocki hamulcowe, z którymi auto wyjechało z Wolfsburga dokładnie 29 lat temu. Dlatego Marcin podjął kolejną słuszną decyzję i postanowił nie zmieniać praktycznie nic, oczywiście poza zawieszeniem i kołami, tym razem na OZ Turbo o średnicy 15”. Kosmetyczne zmiany obejmują montaż pakietu stylistycznego GTI oraz tylnych lamp i lotki z odmiany GLI.
„Z racji faktu, że auto bardzo długo stało, postanowiłem odświeżyć komorę silnika i całe przednie zawieszenie. Praktycznie wszystkie elementy zostały odświeżone/ wymienione/ nasmarowane/ rozruszane”- tłumaczy Marcin. Wystarczy rzut oka pod maskę, by dosłownie popaść w zachwyt. Ocynkowane, pomalowane i mówiąc krótko wyglądające idealnie elementy robią większe wrażenie, niż niektóre chromowane kreacje. „Właśnie dlatego nie noszę się z zamiarem wprowadzania jakichkolwiek dalszych modyfikacji. Na zmianę mam jedynie komplet felg BBS RM”- wieńczy.
Ostatni samochód to najbardziej odbiegający od oryginału egzemplarz, jaki znajduje się w garażu Marcina. Tak, to dokładnie ten Golf, o którego nietypowej historii zakupu pisałem na wstępie. Modyfikacje są bardzo szeroko zakrojone, a wiele z nich zostało wykonanych już przez poprzedniego właściciela, który uczynił z niego naprawdę zaawansowany projekt, inwestując weń poważne sumy. Wystarczy zerknąć na specyfikację silnika, by się o tym przekonać.
„Najwięcej zmian zaszło pod maską. Pierwotny twórca projektu zamontował jednostkę 1.8 Turbo zbudowaną praktycznie od zera. Poważne przeróbki dotyczą kutych tłoków i korbowodów, większego turbo Garrett GT35, przelotowego układu wydechowego, wydajniejszych wtrysków i wielu innych zmian”- mówi Marcin. Co oczywiste, każdy eksploatacyjny element także został zastąpiony nowym z najwyższej półki. Cała przemiana zaowocowała mocą na poziomie 400 koni mechanicznych, tak więc radość z jazdy jest w tym wypadku gwarantowana.
Kiedy Golf trafił w ręce Marcina, nadwozie było już polakierowane, niestety z pominięciem komory silnika. Nasz bohater postanowił więc zająć się tym tematem samodzielnie. Przestrzeń pod maską została zatem (dość nietypowo jak na standardy Marcina) wygładzona, wyczyszczona ze zbędnych elementów i nieskazitelnie polakierowana pod kolor nadwozia. W ten sam sposób potraktowany został silnik, błyszczący teraz gładkimi czarnymi elementami. Podwozie, zawieszenie i wszelkie pozostałe niewidoczne na pierwszy rzut oka części wyglądają równie dobrze, w końcu odpowiednio wysoki poziom musiał zostać utrzymany.
W czerwonym Golfie nieco więcej jest także modyfikacji mechanicznych, oprócz topowego gwintowanego zawieszenia KW V3, w nadkolach znajdziemy rozbudowany układ hamulcowy z wentylowanymi tarczami i dwutłoczkowymi zaciskami Porsche, a także poliuretanowe tuleje. A wszystko to zostało ukryte za szesnastocalowymi trzyczęściowymi obręczami Schmidt Modern Line.
Wyjątkowo od oryginału odbiegają też nadwozie oraz wnętrze. „Elementy takie jak lampy czy zderzaki wymieniałem osobiście”- mówi Marcin. Z zewnątrz najbardziej widoczny element stanowią poszerzenia Voomeran, które świetnie wpisały się w klimat projektu. Pozostałe modyfikacje to raczej klasyka: zderzaki z czerwonym paskiem, grill z wersji GTI, czy tylne lampy Hella Black to, można powiedzieć, elementarz.
W środku panuje za motorsportowy klimat, niejako zapowiedziany przez specyfikację nadwozia. Klatka bezpieczeństwa Wiechers, flokowana deska rozdzielcza, kultowy short-shifter CAE, carbonowe fotele Recaro, sportowa kierownica OMP- wygląda to bardziej jak lista zmian w aucie rajdowym, niż w idealnie utrzymanym cywilnym aucie z gładkim jak szkło lakierem.
Zaangażowanie Marcina jest wręcz niesamowite. To, co dla większości z nas po tylu latach stało by się męczące, zdaje się napędzać go jeszcze bardziej. Kolejne poszukiwania, nocne eskapady po następne nietuzinkowe auta, żmudne odbudowy, a pomiędzy tym wszystkim wyjazdy na zloty, zbieranie modeli i innych nawiązujących do marki VW gadżetów, to wszystko zdaje się być dla Marcina nie tylko pasją, ale wręcz niezbędnym do życia tlenem. „Kto wie, może kiedyś uda się przeobrazić moją małą prywatną kolekcję w oficjalne muzeum Volkswagena”- marzy Marcin. Dla mnie oczywistym jest, że to właśnie dzięki takim osobom jak Marcin scena VW nieustannie ewoluuje i dzięki nim stanowi nasze idealne miejsce na ziemi.
Witam piękna kolekcja jestem pod wrażeniem tak super zadbanych i dopieszczonych samochodów ze stajni VW . Szacunek dla kolegi i powodzenia w dalszych projektach
Piękna stajnia !!!! :Polo G40 mój ulubieniec 🙂