W ciągu kilku ostatnich lat akcesoria tuningowe z lat 80. i 90. znacząco zyskały na popularności. W kwestii znajomości i umiejętności ich zdobywania, nasz dzisiejszy bohater nie ma sobie równych.
Jetta A1 1.6TD / Paweł Rydzak (PL)
Pakiety stylistyczne sprzed dwóch, trzech, a nawet czterech dekad, w przypadku aut z podobnego okresu stanowią obecny ‘must have’. Paweł ‘Rydzu’ Rydzak na pomysł ich wykorzystania w swoim projekcie wpadł dużo wcześniej, jednak jak wiadomo, perfekcja wymaga czasu. Ale po kolei.
Prezentowana Jetta nie jest oczywiście pierwszym samochodem Pawła. Swoją przygodę z VAG rozpoczął od bardziej współczesnych konstrukcji. Wszystko zmieniło się dzięki nabytemu z pełną premedytacją Golfowi Mk1. Według pierwotnego założenia, Golf miał pozostać seryjny. „Zarzekałem się, że będzie oryginał, a potem zakładając gwintowane zawieszenie i nowoczesne felgi aluminiowe czułem, że sam siebie okłamuję”- wspomina. Kultowa Jedynka była w tak dobrym stanie, że miała zostać z Pawłem dożywotnio, czekając na osiemnaste urodziny jego córki. Ten misterny plan pokrzyżowała pewna dwudrzwiowa Jetta, w ostatniej chwili uratowana przed smutnym końcem pod prasą hydrauliczną. „Historia jej zakupu jest, jak często w przypadku tych aut bywa, mało standardowa. Nie ma normalnego oglądania, cmokania, kopania w koło i zbijania ceny. Jest wioska na Dolnym Śląsku, pan który zajmuje się skupem aut i kasacją pojazdów o odmiennym obywatelstwie, i co? I kupka śniegu, pod którą podobno jest Jetta”- kontynuuje Rydzu. Jak się okazało, wóz trafił na aukcję przypadkiem. Pokryta mchem karoseria, która większość życia spędziła w sadzie, została wystawiona na sprzedaż tylko dlatego, że znajomy sprzedającego uznał, iż jest w dobrym stanie technicznym i można na niej zarobić.
Kiedy samochód trafił do pierwszego w swoim życiu garażu, Paweł nie marnował czasu na jego podziwianie. Prace od razu zaczęły się od kompletnej rozbiórki i prac blacharskich. O ile demontaż poszedł gładko, o tyle blacharka nie była już tak przyjemna. „Stracony rok, auto pocięte, pospawane, ale dalej bez finezji i polotu”- te słowa mówią wszystko: kolejny pseudofachowiec, któremu nie można zaufać. W końcu udało się dobrnąć do końca tego etapu i odstawić nadwozie do lakiernika. Po długich rozmyślaniach na temat przyszłego koloru auta, Paweł zdecydował się na ‘najprostsze’ rozwiązanie, a więc fabryczny kolor Inarisilber Metallic. „Z perspektywy czasu twierdzę, że była to dobra decyzja”- wieńczy.
W chwili, gdy karoseria otrzymywała drugie życie, Paweł miał dosyć czasu, by skompletować elementy potrzebne do przebudowy wnętrza, komory silnika i podwozia. Uzbrajanie rozpoczął od serca. Jednostka 1.6D ustąpiła miejsca również Dieslowi 1.6, jednak tym razem z turbiną (z Golfa Mk2). Jako perfekcjonista, Paweł pomyślał o najdrobniejszych nawet detalach, zatem silnik nie tylko został odmalowany (zgodnie z fabrycznym wyglądem), nie tylko otrzymał nowe elementy, ale został podłączony za pomocą wiązki przerobionej tak, by była jak najbardziej zbliżona do fabrycznej! Nawet kostki, które przy silniku przejętym z Dwójki są odmienne, zostały zamienione na te rodem z Jedynki. W tym miejscu ogromne słowa uznania należą się Michałowi i Kubie z ekipy BATALION, za profesjonalne podejście do tematu. „Michał z Batalionu skutecznie sprowadził mnie na ziemię i stwierdził, że nie można takiego samochodu gwałcić rurami IC i wtyczkami z lat 90. Silnik został więc podłączony tak, żeby wyglądał jak ze swojej epoki, żeby tylko wprawne oko było w stanie zauważyć, że on tam nie pasuje. Modyfikacje dolotu, rur filtra powietrza, wtyczek, mocowań i podłączeń tak, żeby wyglądały jak w latach osiemdziesiątych”- tłumaczy Paweł. Czy mogę cokolwiek dodać?
Z uwagi na zastosowanie frontu firmy Hella (z soczewkowymi reflektorami), operacja pozornie banalnego swapu nie była wcale taka łatwa, jako że elementy grilla i lamp kolidowały z osprzętem silnika. Stąd na przykład całkowity brak intercoolera, który nie mieścił się pomiędzy reflektorami. Takich problemów podczas budowy było rzecz jasna więcej. „Na przykład roleta tylnej szyby. Element, którego zakup był sporym wyzwaniem. Pomoc kolegi w znalezieniu i ściągnięciu tego do Polski, wątpliwości czy będzie się podobało, czy nie będzie psuło efektu, czy wyważy się z resztą elementów… Teraz z perspektywy czasu wiem, że to najciekawszy element tego auta”- mówi Paweł. Kontrowersyjny klimat, jaki wprowadził powyższy element, tak naprawdę daje Jettcie największą dozę indywidualizmu. Właśnie o taki efekt od początku chodziło autorowi, który konwencjonalnych rozwiązań nie uznaje.
W momencie, gdy karoseria stała jeszcze u lakiernika, Paweł oprócz zbierania potrzebnych smaczków wizualnych, pracował również nad wystrojem wnętrza. Od początku jasne było, że seryjne rozwiązania nie wchodzą w grę, jednak wszystko musiało pasować do epoki, z której pochodzi wóz. Na pierwszy plan trafiły przejęte z Opla Omegi fotele Recaro zmodyfikowane tak, by mogły służyć w dwudrzwiowym aucie, czyli by ich oparcia mogły się uchylać. Następnie wraz z tylną kanapą z zagłówkami i boczkami drzwi, komplet trafił do tapicera. Połączenie brązowej skóry oraz materiału w kolorze toffi- trudno wyobrazić sobie bardziej trafiony zestaw. To wnętrze jest po prostu piękne!
„Ponieważ budowa szła wielotorowo, w tak zwanym międzyczasie pojawiały się elementy ospoilerowania”- kontynuuje Paweł. Widoczne na aucie aftermarketowe dodatki zbierały się z całego świata, poszukiwania były długie i często problematyczne. Ostatecznie jednak udało się zebrać wszystko, co zakładał ambitny plan, a co więcej, większość tych dodatków jest fabrycznie nowa! Jedynie listwy progowe i grill stanowią te części, które zostały zdjęte z innych samochodów. „Często radość z zakupu części potęgowało to, że niektóre udało się kupić w więcej niż jednym egzemplarzu lub troszkę innej wersji. Brakowało miejsca, więc z pomocą przyszedł drugi garaż. Żona była niepocieszona, bo jej auto musiało stać pod domem, no ale chyba rozumiała, że to przejściowe… na jakieś dwadzieścia lat”- śmieje się Paweł. A na pytanie dotyczące umiejętności wyszukiwania tak rzadko spotykanych detali, odpowiada: „Przyznać muszę, że czasami poświęcam na to wiele czasu. Czasem siedząc po nocach i orientując się nad ranem, że warto chyba położyć się spać na chwilę przed pójściem do pracy”. Krótko rzecz ujmując: ciężka praca się opłaca.
Tak więc Paweł, jak wspomniałem na początku, pomógł nam na nowo stworzyć definicję słowa ‘rarytas’. W tym, że jego projekt budzi kontrowersje, nie trzeba nikogo uświadamiać, jednak to właśnie takie auta zapadają w pamięć na długo. Ten zapadnie nam w pamięć na zawsze. Chyba nie zdziwi nikogo fakt, że Paweł wciąż pracuje nad poprawianiem drobiazgów i wciela w życie kolejne plany?
PEŁNA GALERIA
Ładne to wnętrze.