Raceism Event sprawił, że polska scena zaistniała w świadomości ludzi z całego świata. W tym roku było to szczególnie wyraźnie zaakcentowane, ale co ważniejsze, impreza wróciła do miejsca, z którym jest najlepiej kojarzona…
Zdania na temat ubiegłorocznej edycji, która wyjątkowo odbyła się w Opolu, po dziś dzień są podzielone. Ale ku uciesze większości entuzjastów RCSM, w tym roku show ponownie zlokalizowano na Stadionie Miejskim we Wrocławiu. Według mnie to największy plus edycji 2016. Dlaczego? Dlatego, że Raceism wrócił do swoich korzeni i pierwotnego klimatu.
Jak co roku, Raceism Event przyjął gości z najodleglejszych zakątków Europy i nie tylko. Byli zatem goście z Niemiec, Rosji, Belgii, Wielkiej Brytanii, a nawet Stanów Zjednoczonych. To świadczy o niezwykle pozytywnym postrzeganiu polskiego zlotu, ale także sprawia, że poziom wystawionych aut jest niezwykle wysoki. Wśród partnerów również odnaleźć można same „wielkie nazwiska”. Zgodnie ze specyfiką forum Raceismu oraz preferencjami organizatorów, dominują typowo stance’owe klimaty, bądź projekty w klimatach nawiązujących do motorsportu. Nie sposób pominąć także prawdziwych driftowozów. Silną grupę stanowią zatem samochody japońskie, nie brakuje też mocnej reprezentacji wyznawców BMW. Generalnie prym wiodą auta wyprodukowane po roku 2000. Klasyki jest jak na lekarstwo, a szkoda. Nam udało się wyłowić zaledwie garstkę Golfów Mk1 i Mk2, jedno Audi 100 C1, kilka Corrado i Porsche 964. Było też kilka oldschoolowych aut non-VAG.
Wśród wozów młodszych, z pewnością jednym z największych hitów okazało się Lamborghini Huracan należące do Lexy Roxx. Nie sposób pominąć również Audi A5 w stylu Rocket Bunny, pary czerwonych Porsche na felgach RAD48 (Cayman i 911 997), czy też Golfa Mk7 z modnymi poszerzeniami. Jak wspomniałem, nawiązania do sportów motorowych widać na dosłownie każdym kroku, począwszy od nadwozi, aż po wnętrza i dodatki. W cenie wciąż jest też milimetrowe spasowanie felg z błotnikami, najlepiej połączone z jedynymi w swoim rodzaju obręczami. Pod tym względem mamy do czynienia raczej z rozwojem trendów z lat ubiegłych, niż znaczącą rewolucją.
Od samego początku Raceism Event słynie z doskonałej promocji i niesamowitej wręcz dbałości o detale. Dlatego rzeczy takie jak statuetki, banery, plakietki, czy innego rodzaju grafiki, zostały wykonany nieziemsko dokładnie i ze świeżym spojrzeniem. A wbrew pozorom to naprawdę ważny aspekt każdej imprezy. Dzięki takiemu podejściu, RCSM wygląda naprawdę światowo i profesjonalnie. I chyba za to należą się organizatorom największe brawa.
Ciekawostką na tym zlocie jest też połączenie znanych dobrze statycznych atrakcji z czymś, co przychodzi nam zobaczyć niezbyt często: ostrą jazdą. Były zatem prezentacje aut pod sceną, wywiady i tym podobne pokazy, ale znalazł się także czas na pokazy driftu, które podniosły adrenalinę wszystkim uczestnikom. To bardzo miła odmiana pośród krajowych eventów. Tym bardziej, że rodzimi drifterzy prezentują niezwykle wysoki poziom umiejętności, więc na ich wyczyny patrzy się z nieskrywanym podziwem.
Najbardziej kontrowersyjny element Raceism Eventu wciąż stanowi wybór finałowej 16 najlepszych projektów. Stające w szranki w parach auta przechodzą do kolejnego etapu za sprawą głosowania sędziów (pochodzących z różnych ekip i krajów). Nie każdemu uczestnikowi takie rozwiązanie się podoba, ale to już kwestia podejścia. Podobnie jak do tematu prowadzenia imprezy głównie w języku angielskim i mocnego nastawienia na zachodnich gości.
Raceism Event ma rzeszę zwolenników, jak i duże grono przeciwników. Ale i tak wszystko sprowadza się do tego, że i jedni, i drudzy, z uwagą śledzą to, co dzieje się wokół tego wydarzenia. I słusznie, bo niezależnie od poglądów warto na własnej skórze poczuć to, co się we Wrocławiu dzieje. Tym bardziej odkąd impreza wróciła na Stadion Miejski, gdzie odzyskała swój pierwotny vibe. A czy się to komuś podoba czy nie, to już zupełnie inna kwestia.