Czillen am Grillen- już sama nazwa imprezy wskazuje wyraźnie, na co kładą nacisk organizatorzy. Samochody stanowią tu jedynie pretekst do spotkania, ale najważniejszych wartości nie da się wychwycić gołym okiem.
Tak to już jest, że dla „Starej Gwardii” auta wciąż są rzecz jasna istotnym elementem każdej imprezy, ale po wielu latach znajomości i wspólnej obecności na scenie, zaczynają być jedynie tłem dla tego, co najistotniejsze: wzajemnych relacji. Organizatorzy większości imprez dobrze wiedzą, że bez odpowiedniej otoczki nie ma szans na sukces, dlatego każdy szuka własnej, niepowtarzalnej drogi, by to właśnie o ich zlocie mówiło się, że „tu jest klimat”. I ekipa WrocLOW wie, co zrobić, by stanąć na wysokości zadania.
Problemem imprez ‘multimarkowych’ jest to, że uczestnicy pochodzą z innych środowisk. To oznacza też, że każdy z nich preferuje inny klimat, ma inne poglądy, a do tego obraca się zazwyczaj jedynie wśród tych, którzy pochodzą z jego ‘bajki’. To trochę tak, jak w społeczeństwach wielokulturowych: żyjemy w tym samym miejscu, ale jednak mamy swoje światy i nie zawsze się ze sobą zgadzamy. Na Czillen am Grillen na szczęście nie mam wrażenia (na ogół), że ktoś tu ewidentnie nie pasuje. Są więc fani VAG (i tradycyjnie to właśnie oni stanowią większość, również wśród organizatorów), miłośnicy BMW, i wyznawcy japońskiej myśli technicznej. Różnorodność idei jest więc ogromna, a mimo to czuć w powietrzu, że wszystkich łączy ta sama pasja, nawet jeśli okazywana w odmienny sposób. Co więc stoi za udanym połączeniem żywiołów?
Za wszystko odpowiedzialna jest atmosfera, którą buduje się na wiele sposobów. W pierwszej kolejnosci: dobor miejsca: tor wyścigów konnych Partynice to wręcz wymarzona lokalizacja. Wyciszające (choć nie w przypadku Straszenia Koni, wrocławskiego odpowiednika Nocnego Straszenia Wiewióry znanego z OSSP) otoczenie pasuje perfekcyjne do nazwy imprezy, jako że zapewnia w stu procentach chillową atmosferę. Nawet wywiady na scenie, która w tym roku zmieniła swoje umiejscowienie i wygląd, są dostatecznie luźne, by z przyjemnością słuchało się ich z pozycji wygodnego leżaka, zajadając burgera z jednego z kilku dostępnych na miejscu food-trucków. Jednym słowem, wszystko zorganizowane jest tak, by nikomu nigdzie się nie spieszyło. Drugi niezwykle ważny element to kontakt z organizatorami (co zawsze zaznaczam), którzy w przypadku CAMG są wyjątkowo otwarci i nastawieni na wszelaką pomoc.
Klimat tworzy także oprawa muzyczna. Czillen am Grillen toczy się w rytmach hip-hopu, czasami nieco przyciężkiego, ale na ogół rozluźniającego (przynajmniej fanów tego gatunku, takich jak ja). Podobnie jak rok temu, sobotnią wieczorną imprezę uświetnił Diox. Niestety tym razem nie brałem udziału w koncercie, jako że rzeczony artysta miał kłopoty z dotarciem na czas po wcześniejszym występie w Częstochowie. A szkoda, bo z jego strony zawsze można spodziewać się dużej dawki czystej energii.
Jak wspomniałem wcześniej, na Czillen am Grillen można natknąć się na właściwie każdy tuningowy styl, prezentowany na samochodach różnych marek. Tutaj Maluch na obręczach Smoor stoi ramię w ramię z klasyczną Mazdą RX-7 na BBS RS, a utrzymane w klimacie OEM+ Corrado dumnie prezentuje się obok Audi A6 C7. O dziwo, ten misz-masz ‘multi-kulti’ wychodzi załodze WL całkiem dobrze i na terenie zlotu nie toczą się żadne wojny ideowe.
Czillen am Grillen to zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji w polskim kalendarzu zlotowym. Świetna organizacja, ciekawe pomysły na atrakcje i nagrody, odpowiedni dobór zaproszonych aut i przyjemna lokalizacja sprawiają, że chce się tu wracać. Nie zostaje mi więc nic innego, jak zakończyć relację nieco oklepanym, ale dobrze wyczillowanym zwrotem: „Do zobaczenia za rok!”.