Nawet jeśli nie masz jachtu przycumowanego w porcie w Pucku, warto choć raz w roku odwiedzić to miejsce. Najlepiej na początku czerwca, kiedy załoga DreamVAG organizuje tu swoją świetną imprezę, zwaną Seaside.
Nie ukrywam, że pisanie relacji ze zlotów nigdy nie było moim ulubionym zajęciem. Obecnie większość z nich to imprezy statyczne, na których poza prezentacjami aut dzieje się raczej niewiele. Nie ma w tym nic złego, ale fakt pozostaje faktem: opis każdego eventu wygląda bardzo podobnie. Jaka była pogoda, jakie auta przyjechały, jaka była atmosfera- to wciąż te same kwestie, tylko poruszane w inny sposób i w innej kolejności. Na szczęście czasami są wyjątki, przy których już po przekroczeniu bramy wjazdowej w głowie klaruje mi się zarys przyszłej relacji, i właśnie do takich rzadkości należy Seaside Event.
Nie od dzisiaj wiadomo, że głównym atutem każdej imprezy jest lokalizacja. Polska tendencja do organizowania dużych wydarzeń w środkowej lub południowej części kraju powoduje, że niestety osoby z tych rejonów rzadko uczestniczą w eventach organizowanych na północy. Co za tym idzie, nadmorski kalendarz zlotów jest stosunkowo ubogi i ogranicza się z reguły do bardziej lokalnych spotkań. Seaside ma potencjał, by to zmienić. W końcu kto by nie chciał spędzić weekendu nad morzem, w otoczeniu pięknych samochodów zaparkowanych na marinie?
Tegoroczna edycja pokazała, że z podobnego założenia wyszło więcej osób, niż podczas poprzedniej imprezy. Plac wypełniło niemal 100 wyselekcjonowanych projektów, co może nie jest liczbą rekordową, ale dzięki odpowiedniemu ich doborowi zdecydowanie było na czym zawiesić oko. Mam wrażenie, że poziom przyjętych aut był znacząco wyższy, a więc jakość ponad ilość. Mimo iż Seaside jest organizowany przez grupę miłośników VAG, zlot otwarty jest dla posiadaczy aut wszystkich marek (a i tak przeważają Volkswageny).
Z pewnością warto odnotować fakt, że w Pucku panowała duża różnorodność, od kultowych Garbusów, przez masę Golfów Mk1 i Mk2, aż po bardziej współczesne modele. Mimo kameralnego charakteru, wybór auta zlotu był dla nas wyjątkowo trudny (co dobitnie świadczy o wysoko postawionej poprzeczce). Ostatecznie, po długich dyskusjach, padło na przepięknego Garbusa należącego do Kazia.
Konkurencja była silna, że podam za przykład choćby nieskazitelne Corrado na obręczach BBS e50, znane i kochane żółte Mk2 Piotra Smentocha, czy pełne niezwykłych dodatków Mk3 Szymona ‘Mentora’ Gocławskiego. A to tylko niewielka część tego, czym można było nasycić wzrok z trybuny widokowej, lub przytulnego wnętrza restauracji „U Bosmana”. Zmęczeni podziwianiem czterech kółek mogli zaś odwrócić wzrok w stronę morza, stojąc na puckim molo.
Ale na Seaside przyciągają mnie nie tylko nietuzinkowe miejsce i świetne samochody. Wchodząc na teren Portu Jachtowego od razu można poczuć, jak wiele energii organizatorzy wkładają w to wydarzenie, poświęcając czas każdemu z uczestników i bawiąc się razem z nimi. W końcu o dobrą zabawę chodzi przede wszystkim, prawda?
Jeśli i Tobie zależy na niezapomnianych wrażeniach i rodzinnej atmosferze, Seaside to impreza dla Ciebie. No bo co może być lepszego od weekendu spędzonego na zlocie? Ja już wiem: spędzenie weekendu na zlocie nad morzem!
Miejsce fajne i klimatyczne ale nieprawdziwe informacje odnosnie ilości aut……tak tak wiem liczy sie jakosc a nie ilość. To po co pisac ze 100 aut jak tyle nie było i koloryzowa przecież można napisac 50 wypasionych fur. No ale 100 brzmi dumnie.
Informacja o „niemal 100 autach”, jak podaje artykuł, została podana przez organizatora. Po drugie, nikt nie chodzi i nie liczy co do sztuki (zresztą auta czasem pojawiają się tylko na kilka godzin). Po trzecie zaś na jednym z naszych zdjęć (widok z góry) naliczyłem około 70 samochodów, a nie widać całego terenu imprezy. Więc poza typowym czepiactwem nie widzę problemu.
Łoooo super !!!