Drodzy fanatycy VW: najstarsza i największa impreza poświęcona grupie VAG w Polsce, kultowa VW MANIA, osiągnęła właśnie pełnoletność. Mało który zlot w Europie może pochwalić się tak długim stażem!
Osiemnaście lat- tyle liczy sobie pomorski zlot, który sprawił, że wielu z nas jest właśnie tu, gdzie jest. Kontrowersji wokół VW MANII zawsze było sporo, szczególnie od chwili zmiany lokalizacji. O ile autodrom w Rusocinie (kto pamięta te czasy?) zawsze uchodził za miejsce z klimatem i historią, o tyle lotnisko w Pruszczu Gdańskim, będące siedzibą Aeroklubu Gdańskiego, pierwotnie nie spotkało się z aprobatą ogółu i ciepłym przyjęciem. Z czasem okazało się, że całkowicie niesłusznie, bo pod względem organizacyjnym, co przecież niezwykle ważne, VW MANIA jeszcze bardziej urosła w siłę i nie straciła nic ze swej popularności. Tyle że teraz ma nieco inną specyfikę.
VW MANIA to jeden z tych nielicznych już zlotów, które pozostały otwarte na wszystkich posiadaczy aut grupy. Z wyjątkiem before party, czyli odbywającego się w piątek na terenie Międzynarodowego Bałtyckiego Parku Kulturowego Faktoria spotkania VIP. Tu ściśle obowiązują zaproszenia lub zgłoszenia. Oryginalne miejsce, skansen będący pamiątką po Osadzie Handlowej mieszczącej się na Bursztynowym Szlaku, idealnie wpisuje się w dzisiejsze pojęcie idealnego tła dla starannie wyselekcjonowanych samochodów (poziom aut był naprawdę wysoki). Z pewnością to jedna z najbardziej interesujących lokalizacji w kalendarzu niezliczonych imprez. Do historii odwołuje się także zakończenie piątkowego spotkania. Początki VW MANII to prowadzony pod eskortą policji przejazd na teren Rusocina z Bulwaru Nadmorskiego w Gdyni. Stan obecny to z kolei przejazd z Faktorii na lotnisko w Pruszczu Gdańskim.
I w tym miejscu wracamy do korzeni zlotu, czyli imprezy otwartej. Tę podzielono na dwie strefy. Pierwsza, ogromna, przyjmująca ponad 1500 samochodów, to teren, gdzie odnajdziemy mieszankę aut seryjnych, zmodyfikowanych, zadbanych i zmęczonych życiem, lśniących i wyglądających tak, jakby nie widziały myjni od kilku miesięcy. Ale myli się ten, kto sądzi, że w tym miejscu, przez złośliwych zwanym ‘kartofliskiem’, nie znajdzie ciekawych okazów, należących do prawdziwych zapaleńców. W tym roku takich rodzynków było wyjątkowo dużo, że wspomnę chociażby utrzymanego w stanie nienaruszonym Passata B1 (któremu zadry i ogniska rdzy tylko dodawały uroku), pięknie odrestaurowane Audi 60, czy największy rarytas tegorocznej edycji: VW Quantum, czyli Santanę przeznaczoną na rynek amerykański. Oczywiście z odpowiednio niskim zawieszeniem i felgami w klimacie.
Drugą strefę stanowił sektor Show&Shine, który przyjął projekty na iście europejskim poziomie. Królowały przebudowy oparte o starsze bazy, ale nie brakowało również nowej szkoły. Ładnie zaaranżowana scena, na której odbywały się konkursy i prezentacje aut, ściśle łączyła się ze ścianką z logo imprezy, przy której stawały samochody, o których akurat toczyła się dyskusja. Warto również odnotować obecność dwóch pięknych aut z Niemiec: Audi 80 B2 i Garbusa Cabrio z kultowym bokserem Porsche. Nasi sąsiedzi już zapowiedzieli, że w przyszłym roku zamierzają stawić się jeszcze silniejszą reprezentacją. To pokazuje, że nie wszyscy potrzebują wyłącznie zlotów na zaproszenia. Jest jeszcze jeden godny odnotowania projekt: Golf Mk2 1.8T Pawła Pułkotyckiego, samochód, który na tym zlocie obecny jest właściwie od samego początku (od niemal dwóch dekad w rękach jednego właściciela). Tym razem auto wystąpiło w odświeżonym wcieleniu. A ja na nowo zakochałem się w tym projekcie (szczegóły znajdziecie w magazynie VOLXZONE nr 14).
VW MANIA to organizacyjny majstersztyk. Z racji masowego charakteru (zwiedzających jest naprawdę niezliczenie wielu), obowiązuje tu pełen wachlarz środków bezpieczeństwa, a więc karetek pogotowia, straży pożarnej i rzecz jasna ochrony. Ta wyjątkowo pilnowała porządku. Każdy kto naraził się miejscowym stróżom, otrzymywał na naklejce zlotowej specjalną pieczątkę. Dwie takie pamiątki oznaczały jedno: bezpowrotne rozstanie z terenem imprezy. Brawo! Dzięki temu incydentów praktycznie nie było, może pomijając słyszalne tu i tam ‘piłowanie 1.3’. Po godzinie 22:00 obowiązywał absolutny zakaz poruszania się samochodem. Zaplecze gastronomiczne również stało na wysokim poziomie, można było tu znaleźć w zasadzie wszystko, od zimnych napojów i lodów, bo różne rodzaje ciepłych posiłków. To taki obóz VW, które przez pełne dwa dni może służyć za miasteczko dla miłośników (i czasem jedynie posiadaczy) marki z Wolfsburga.
Wszystko świetnie, ale skoro to osiemnaste urodziny, należało je w odpowiedni sposób uczcić. Organizatorzy VW MANII postawili na… skromność. W końcu impreza z takim doświadczeniem nie musi bronić się wystrzałową balangą. To już stateczny, dorosły zlot. Twórcy pokusili się jedynie o przygotowanie osiemnastu specjalnych wyróżnień, które wraz z nagrodami przydzielanymi za poszczególne kategorie, w sobotni wieczór trafiły w ręce wybrańców. Wyjątkowo dużo było też statuetek przygotowanych przez partnerów.
VW MANIA to legenda. Żywa legenda. Pomimo upływu lat wciąż czuć w niej vibe ‘rusocińskich czasów świetności’. Specyficzny klimat tworzony przez różne społeczności też ma swoje zalety. Wystarczy, że spośród tych kilku tysięcy osób choć kilka z nich patrząc na projekty w sektorze S&S ‘nawróci się’ i zejdzie na dobrą stronę mocy. To może okazać się dla nas wszystkich bezcennym prezentem na przyszłość.