Są takie imprezy, na które czeka się z utęsknieniem już od zakończenia aktualnej edycji. Tak jest z OldSchoolSuicide Party.
Chociaż nie jest to pierwsza impreza w sezonie, a poprzedzają ją takie znakomitości jak Ultimate Dubs czy Wörthersee, dla nas zawsze OSSP stanowiło kluczowe spotkanie inaugurujące letni czas zlotów. Tym razem oczywiście nie było inaczej, a kalendarz na kilka tygodni przed wyjazdem aż furczał od sprawdzania ile dni zostało do godziny zero. W końcu się doczekaliśmy.
Ok, przyznaję się bez bicia: tym razem naprawdę niewiele pamiętam z piątkowego wieczoru. Ale to świadczy wyłącznie o tym, że po raz kolejny organizatorom udało się zebrać doskonałe towarzystwo, więc zabawa była na najwyższym poziomie (poziomie często czytanym dosłownie). Przejdźmy zatem do kolejnego punktu.
Skoro już o doborze mowa, jak zawsze Oldschool’owa załoga zrobiła kawał dobrej roboty również w kwestii selekcji aut. Wbrew nazwie, w Wilczynie mile widziane są nie tylko klasyczne wozy. Nie brakuje oczywiście Golfów Mk1, Garbusów (w tym roku aż dwóch pięknych egzemplarzy, co na imprezach VAG w Polsce oczywistością wcale nie jest), czy wiekowych Audi. Z drugiej strony są i nowsze auta, jak choćby Scirocco Mk3, Passat CC, czy Audi TT. Taka różnorodność bardzo cieszy oko.
Poziom projektów? Moim zdaniem na tak kameralnym spotkaniu nie można sobie wymarzyć lepszego. Auta, choć zbliżone zazwyczaj do klimatów OEM+ lub stylu Cult, nierzadko zaskakiwały ciekawymi dodatkami i dopracowaniem szczegółów. Nie brakowało samochodów przebudowanych od A do Z, unikatowych felg, świeżej kolorystyki i klimatycznych akcentów. Jeśli chodzi o wozy, OSSP naprawdę prezentuje pierwszą ligę.
Ale nie samymi autami człowiek żyje. W Wilczynie liczy się przede wszystkim dobry humor, kiełbaska z grilla i długie rozmowy z przyjaciółmi, tymi starymi i tymi nowo poznanymi. To chyba największa magia tego miejsca, gdzie nikomu się nie spieszy, a miłe spędzenie czasu jest najważniejsze. Czuć tu nieco niespieszny vibe Wörthersee (Wilczyn See), mimo że to zupełnie inny rodzaj imprezy, no i „odrobinę” mniejszych rozmiarów.
OSSP to także oryginalna rozrywka w postaci NSW: Nocnego Straszenia Wiewióry. Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi. Dla niewtajemniczonych mamy krótki film z puszczania dorodnych marchewek. Jak to mówią: enjoy!
Kiedy myślę o letnich zlotach doskonale wiem, że są imprezy większe i bardziej medialne niż OldSchoolSuicide Party, ale z drugiej strony większość z nich nie ma szans w starciu z OSSP pod względem atmosfery. To takie rodzinne spotkanie, gdzie wszyscy nadają na tych samych falach. Szkoda tylko, że wszystko co dobre, kończy się tak szybko.